Jak przetrwałam ostatnie dwa tygodnie, czyli o multiplanowaniu

Zarządzanie sobą. Niby takie proste, a jednak… nie ma chyba trudniejszego materiału do zarządzania.

Zarządzanie sobą w czasie. To już nie lada wyczyn. Upływający w szaleńczym tempie czas zupełnie się nie ogląda na moje idealistyczne plany zrobienia wszystkiego i przemieszczania się między miejscami niczym za pstryknięciem palców. (Nadal chcę wierzyć, że ktoś kiedyś obdarzy mnie jednak darem bilokacji…)

Zarządzanie sobą i zadaniami w czasie. Majstersztyk nie tylko planowania, ale też realizowania własnych planów w określonym czasie. Kiedy planów jest dużo zaczyna się gimnastyka – jak się zmieścić, co połączyć, czasem – pewnie zbyt rzadko – z czego zrezygnować.

Ostatnie dwa tygodnie upłynęły mi pod znakiem intensywności działań. Działań wszelkiej maści – praca, studia, stowarzyszenie, rozwój coachingowy… Słowem – klęska urodzaju. I jak tu znajleźć czas na sen? Jak zdążyć ze wszystkim? Bo doba niezmiennie ma 24 godziny, a tydzień 7 dni…

Cóż – specjaliście od rozwoju, mistrzyni harmonogramowania i trenerowi zarządzania zadaniami w czasie powinno się przecież powieść… Ale jak to mówią – szewc bez butów.

Albo raczej żaden szewc bez narzędzi za długo nie pociągnie. Na szczęście włąściwe narzędzie do ogarnięcia mojej rzeczywistości wpadło mi w ręce krótko przed tym armagedonem. Narzędzie, które idealnie wpisuje się w ideę godzenia przez łączenie. CHoć autor podejścia określa je mianem multiplanowania. Jakkolwiek – byle skutecznie.

Połaczeniu w jednym miejscu wielu kluczowych zasad efektywności własnej i zarządzania sobą i zadaniami w czasie daje cudowny efekt poczucia kontroli i szerokich możliwości.

Spróbujcie zresztą sami: http://webep1.com/Zobacz/To?a=11369&mp=831&r=L3BsYW5lcnkv0

I pewnie, że NIEKTÓRZY stwierdzą, że komputer wymyślono już dawno, ale dla mnie to więcej niż najlepszy smartfon…

Dodaj komentarz